Dzisiaj chciałabym pokazać i opowiedzieć swoją historię z Peelingiem TCA :) jak juz wiadomo z wczesniejszego posta od lat zmagałam się z problemami z trądzikiem który dzisiaj po wyleczeniu zostawił mi wredne blizny które po prostu mnie szpecą. Jest to mój drugi koszmar zaraz po trądziku bo bardzo źle się czuję z tym.. a zawsze marzyła mi się gładka buzia tak więc postanowiłam w końcu coś z tym zrobić. Długo zwlekałam ale lepiej późno niż wcale. Więc pierwsze kroki postawiłam do dr Dalii Chrzanowskiej w celu skonsultowania problemu. Obejrzała mnie dokładnie i doradziła co powinnyśmy zacząć robić. Takim sposobem trafiłam na Peeling TCA który inaczej jest nazywany kontrolowanym oparzeniem skóry ;)
[Info pożyczone z innego bloga:
Co to jest TCA?
Jest to peeling na bazie kwasu trójchlorooctowego (pochodna kwasu octowego). Od stężenia zależy oczywiście czy działanie jest powierzchniowe, czy głębokie, co przekłada się na efekt zabiegu. Autorka miała do czynienia z roztworem 40%, czyli silnym, ale oczywiście używa się i niższych, np. 10% czy 15% stężeń. Właściwie od niedawna zabiegi z użyciem tego kwasu można wykonywać w gabinetach kosmetycznych – wcześniej zastrzeżone to było jedynie dla lekarzy.
Skutkiem zabiegu jest złuszczenie warstwy naskórka, w celu (w zależności od problemu) np.pozbycia się drobnych zmarszczek, wyrównania kolorytu, regeneracji skóry, odświeżenia, usunięcia blizn i przebarwień potrądzikowych. Odsłania się tym samym nowy, świeży i młody naskórek, o który oczywiście należy odpowiednio zadbać często nawilżając, chroniąc skórę przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi i zabezpieczając kremem z odpowiednio wysokim filtrem.
Zabieg zaleca się wykonywać w okresie jesiennym i przedwiosennym, gdy słońce nie grzeje tak mocno. Zimą także, ale istnieje ryzyko narażenia naskórka na silny mróz i wiatr.]
Im bliżej terminu samego zabiegu tym większe moje obawy i strach.. w końcu to moja buzia, wizytówka! coś co pokazuję na co dzień ludziom no ale w końcu się przemogłam i poszłam. Pani dr jest bardzo miła dlatego w samym gabinecie czułam się już bardziej wyluzowana niż przed wejściem. No to kładziemy się... w sumie czułam się jak na zabiegu pielęgnacyjnym u kosmetyczki :D bo Pani dr mnie głaskała jakimiś kremami odtłuszczającymi po twarzy i było to bardzo przyjemne ale jak to sie mówi.. cisza przed burzą... w pewnej chwili Pani dr zaczeła pędzelkiem jeździć mi po twarzy od razu stwierdzając, że pewnie już piecze a ja o dziwo ze jeszcze nie i nagle BUM! czułam się po prostu jakby mi ktoś palnikiem po całej twarzy jechał :/ dosłownie takie miliony rozżarzonych igieł wbijanych w całą twarz!! to były najbardziej koszmarne i bolesne 2 minuty jakie chyba przeżyłam odkąd żyję.. płakać mi się strasznie chciało bo piekło nieziemsko! już miałam dość.. chcialam sobie dosłownie sama zedrzeć ten peeling z twarzy ale wiedziałam, że muszę wytrzymać! W końcu to dla urody! dla mnie samej! poprosiłam Panią dr żeby mnie czymś schłodziła, jakiś wiatrak czy co to zaczęła mnie wachlować jakąś teczką bo po prostu ledwo żyłam.. z trudem mi się oddychało ale to dlatego, że po prostu piekło/bolało i bardzo źle znosiłam ten ból ale po 2 minutach przyszło małe ukojenie... Pani dr zaczęła mnie dosłownie GASIĆ wodą :) pomagało ale nie na długo bo za chwile znowu piekło chodź już nie tak jak przy samym peelingu ale dalej bardzo silnie. Sama Pani dr się dziwiła, że po schłodzeniu i nałozeniu maski łagodzącej dalej piekło! mówiła, że jestem jedną z bardzo nielicznych pacjentek które tak bardzo zareagowały na ten peeling. Spodziewała się, że po schłodzeniu twarzy przestanie mnie piec no ale cóż.. dopiero po kilkunastu minutach ból i pieczenie się trochę uspokoiło ale niestety dalej czułam się jakby mi ktoś palnikiem parzył twarz, chodź ze zmniejszonym ogniem. Na zabieg przyjechałam sama autem ale niestety wrócić już nie mogłam sama bo ledwo widziałam na oczy! Byłam bardzo spuchnięta i obolała. Pani dr dała mi kilka próbek kremów na oparzenia, łagodzące itp zebym wybrała sobie ktory mi odpowiada najbardziej i zakupila go a potem uzywala przez caly tydzien. Gdy wrocilam do domu(mialam na sobie maseczke cały czas) czułam się koszmarnie wiec połozylam sie do lozka i nie wychodzilam z niego juz do ranka nastepnego dnia. Na zabieg poszlam o 16(niestety weszlam dopiero 16:40) i wrocilam gdzies koło 18. W domu zobaczyłam przez maseczkę, że jestem tak spuchnięta, że wszystkie dziury i wgłębienia dosłownie mi poznikały :D wyglądałam dokładnie tak jak chciałam wyglądac ale to niestety tylko opuchlizna która po kilku dniach zeszła. W skrócie opisując kazdy dzień to mogę powiedziec ze najgorsze były pierwsze godziny po zabiegu(to był piątek akurat 3.01) no i 2 dni następne. W sobotę wyglądałam jakbym miała na twarzy maseczkę błotną hehe i tak w sumie przez cały dzien dokuczało mi tylko uczucie ściągania twarzy ale gdy przyszedł wieczór to się zaczął mój koszmar.. zaczęło się lać osocze z twarzy i co chwile wycierałam twarzy bo czasem mi nawet kapło pod nogi! straszny dyskomfort czułam i przerażenie co się dzieje z tą moją biedną skórą. To osocze nie dało mi spać w nocy, co chwię się budziłam i wycierałam twarz i leżałam pół przytomna bo piekło mnie. Niedziela już przyniosła delikatna ulgę ale wtedy zaczła skóra pękać i powoli się złuszczać co oczywiście było mega nie przyjemne i nie miłe. W poniedziałek już było ok tylko, że skóra zaczęła bardziej pękać już na całej twarzy i powoli schodzić. Nie wolno pod żadnym pozorem samemu zrywać płatów skóry bo mogą powstać rany i blizny! Niestety 5 dnia po zabiegu obudziłam się w środku nocy i czochrałam się ręką jak pies :D tak nie świadomie totalnie! ale tak mnie skóra przez sen piekła, że odruchowo się strasznie drapałam ale naszczescie nic sie nie stalo i nie zostaly mi zadne blizny. Ale wracajac jeszcze troche do poczatku to w poniedziałek wszystko wyluzowało i zaczeło schodzić aż do piątku. Pod spodem zamieszczę zdjęcia dzień po dniu mniej więcej jak wyglądałam. Mam nadzieję, że nikogo nie zrażę tymi fotkami ale niestety za piękna to ja nie byłam podczas całej kuracji. Pierwsze zdjęcia są bardzo kiepskie bo byłam na nich mega spuchnięta. Mogę powiedzieć wam, że czułam się dokładnie tak jak wyglądałam. Przez całą kurację dzień i noc stosowałam bardzo grubą warstwę kremów kojąco,nawilżająco łagodząco regenerujących, żebym szybciej doszła do siebie. Po dokładnie 8 dniach od zabiegu poszłam na wizyte kontrolną do dr i tak co 2 tygodnie mniej wiecej dla sprawdzenia stanu skóry. Efektów jako tako jeszcze nie ma bo to jeden zabieg był narazie ale już za 2 tygodnie wybieram się na laser fraxel który ma pobudzić kolagen w mojej skórze i sprawić, że dziury zaczną się spłycać. O tym też z czasem napiszę. Dla chętnych mogę udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania na które będę oczywiście w stanie odpowiedzieć.
Mam nadzieję, że mój post się komuś przyda i będzie pomocny! :)
Zapraszam do relacji foto:
Mam nadzieję, że mój post się komuś przyda i będzie pomocny! :)
Zapraszam do relacji foto: